Kiedy po upadku bloku wschodniego głoszono „koniec historii” i szczęśliwe panowanie liberalnej demokracji opartej na prawach człowieka, Jan Paweł II, zamiast przyłączyć się do chóru samozadowolenia Zachodu, ostrzegał przed kulturą śmierci.
Papież pisał w 1995 r. w encyklice „Evangelium vitae”: „Jesteśmy dziś świadkami deptania fundamentalnego prawa do życia wielkiej rzeszy słabych i bezbronnych istot ludzkich, jakimi są zwłaszcza dzieci jeszcze nienarodzone” [EV 5]. Nie tylko zatem piętnował zło, które liberalny świat ignorował, ale wskazywał, że nie ma ono charakteru incydentalnego. Przeciwnie, jest wyrazem nowej kultury Zachodu, „przybierającej w wielu wypadkach formę autentycznej »kultury śmierci«” [EV 12].
TRUDNE DO PRZYJĘCIA
Niewątpliwie określenie „kultura śmierci” było jednym z tych trudnych do przyjęcia sformułowań w „Evangelium vitae”. Czy to nie przesada – pytano – tak mówić o procesach zachodzących w nowoczesnych demokracjach? „Patrząc na sprawę powierzchownie, można zresztą uważać – pisał kard. Joseph Ratzinger – że fakt zalegalizowania aborcji niewiele zmienił w naszym prywatnym życiu i w życiu naszych społeczeństw. Wszystko (…) zdaje się biec dalej dokładnie tym samym co dotąd torem. Przecież każdy może kierować się nadal swym własnym sumieniem: nikt nie jest zmuszany ustawą do przerywania ciąży, kto jej przerwać nie chce”.
Więcej:
http://idziemy.pl/