Ewangelia (Łk 17, 11-19)
Wiara uzdrowionego cudzoziemca
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Zdarzyło się, że Jezus, zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei.
Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni.
Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin.
Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła».
Słowo na niedzielę
Boża moc i moc władzy człowieka
Ewangelia Łukaszowa z Dwudziestej Ósmej Niedzieli Zwykłej, przywołuje historię uzdrowienia dziesięciu, trędowatych mężczyzn, tak objawiając niezwykłą moc, jaką dysponował Jezus. Dzieje się to na pograniczu Samarii i Galilei, gdzie tak niedawno, Jezus i Galilejczyk, rozpoczął działalność nauczycielską. Cud uzdrowienia trędowatych, tak niewiele wcześniej, poprzedziła przemowa Jezusa w synagodze, w Jego rodzinnym mieście, Nazaret. To zdarzenie rozjaśnia znaczenie cudu, opisanego przez Łukasza Ewangelistę i wszystkich innych, uczynionych przez Jezusa od tego pierwszego, w Kanie Galilejskiej.
Jezus, powrócił do Nazaretu po wielkim sukcesie, oceniając to w kategoriach, mierzących powodzenie człowieka w jego działalności publicznej czy społecznej. Ewangelista Łukasz określił ten sukces tak: „On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich”. (Łk 4, 15) Wysławiano Jezusa za Jego moc, angażowaną do czynienia Dobra. On, nie oczekiwał niczego w zamian, bo też obdarowanymi przez Jezusa byli ludzie, którzy nie byliby w stanie odpłacić się jakkolwiek i czymkolwiek. Po powrocie do Nazaretu, przemawiał Jezus wtedy w synagodze, tłumacząc proroctwo Izajasza i dając do zrozumienia obecnym, że ma świadomość Swojego wybrania. Ogłosił zebranym, że ma świadomość mocy Bożej, którą On ma w Swojej dyspozycji, bo Jest Mesjaszem.
Jeszcze wtedy, w dniu objaśniania proroctwa Izajasza w synagodze nazareńskiej, moc Boża w Jezusie uchroniła Go od zrzucenia ze szczytu góry i od pewnej Jego śmierci w ciele. Dobro, wtedy jeszcze, nie zostało spełnione w Jezusie tak, by Jezus doznał duchowego spełnienia Jego istnienia w ciele, by zatem doznał spełnienia Swojego Istnienia jako Człowiek, ale na obraz i podobieństwo Boga. Dopiero w Jerozolimie, u kresu Jego dni, Jezus mając świadomość spełnienia się całej mocy Dobra Boga w Nim, z pokorą poddał się woli arcykapłanów, pragnących usunąć spośród żyjących Człowieka, Który im właśnie, dobrze się mającym, ale już o zatwardziałych sercach, nie służył dysponowaną przez Niego mocą do zachowania ich, religijnej władzy nad ludźmi. Ten, Który przez trzy lata Swojej działalności nauczycielskiej, zachowywał Dobro istnienia innych, czyniąc to w Imię Boga i Jego mocą, musiał według religijnych przywódców utracić swoje istnienie w ciele. Bo, oni siebie mieli za panów istnienia innych ludzi, korzystając bezpardonowo z mocy swojej władzy. Posługiwali się do tego Imieniem Boga Jedynego oraz pozornie, Dobrem Ludu Wybranego.
Jezus, ponieważ nie był do nich podobny i nie był na ich obraz, ratował istnienie każdego z ludzi, przyczyniając się do tego, by w każdym spełniła się ich wiara w Dobro Boga. Na drodze osobistej wiary, człowiek obdarowany przez Jezusa mocą uzdrowienia, w ten sposób wchodził w osobistą relację z Bogiem, Istotowym Dobrem, bez udziału arcykapłanów. To, w perspektywie wiary w Boga, mógł być powód, dla którego w rozumieniu arcykapłanów, Jezus musiał ponieść śmierć. Ich władza religijna, w Obecności Jezusa i Jego mocy do działania, stawała się iluzoryczna i bezwartościowa, bo nie prowadziła potrzebujących pomocy ani do Boga, ani do Jego Dobra.
Światło na Bożą moc
Jezus, Który nie przypisał Sobie żadnej zasługi z powodu dokonanych przez Niego cudów, właśnie ze względu na Jego wierności prawdzie o Dobru Boga, w Którym Jest całą moc Boża, musiał zarówno według Nazareńczyków za pierwszym razem, a później według arcykapłanów, ponieść karę za przyznanie się do Bożego Synostwa. A On przyznawał się do Synostwa, ze względu na tę samą moc Boga, Którą i Bóg się udzielał. Jezus czynił to tak, jak i Bóg Ojciec to czyni nieustannie. I arcykapłani, tak jak wcześniej Nazareńczycy, w pamiętny dzień objaśniania przez Jezusa proroctwa Izajasza o Mesjaszu, nie mogli znieść, nie mogli zaakceptować tego obrazu Boga i Jego mocy, który narysowany został przez Jezusa i Jego postępowanie, kierowane czystym Dobrem. Arcykapłani, tak jak mieszkańcy Nazaretu, nie rozumieli mocy Bożej, ale brali władzę, którą dzierżyli, za należącą się im jako wybranym przez Boga i pochodzącą od Boga. A przez to, za wyróżniającą ich spośród innych i przez to, innych traktowali za zobowiązanych wobec siebie, nie zaś wyłącznie wobec Boga, jedynego Pana.
To już tam, w synagodze nazareńskiej, zapalone zostało przez Jezusa światło nad tajemnicą Bożej mocy, rozjaśniając to, do kogo jest ona kierowana, ale przede wszystkim, komu ma ona służyć i do czego ma ona prowadzić człowieka, który mocą Boga się udziela i który jej doświadcza jako potrzebujący. To tam, w Nazaret, Jezus uprzedza, że moc Boża ma służyć nie tyle kapłanom i starszym ludu do ich celów, bo oni mają się dobrze i już na ziemi odbierają swoją nagrodę. Moc Boża ma służyć ubogim, cierpiącym, więźniom, niewidomym, uciśnionym, a kapłani i starsi ludu, o ile chcą pełnić swoje role w Imię Boga, winni czynić to samo, co i On czyni. Bo, On nie czyni nic, co nie pochodziłoby od Boga. (J 5, 19-21) A, nie da się pełnić tak rozumianej posługi w Imię Boga, nie będąc z ubogimi i potrzebującymi, nie znając ich, nie identyfikując się z ich potrzebami.
To tamtego dnia, w trakcie tłumaczenia Pisma w synagodze nazareńskiej, Jezus mówi o mocy Boga, którą Pan i Stwórca udzielił się całą i to Jemu, prostemu Człowiekiem spośród ludu. Zaprzeczali temu faktowi, pośrednio i bardzo brutalnie, Nazareńczycy, gdy głośno wątpili w słowa Jezusa, i twardo podkreślali, że nie może być prorokiem i nie może być głosem Boga oraz nie może być obdarzonym Jego mocą, Jego powodzeniem i Jego błogosławieństwem syn cieśli, ich sąsiada Józefa. Chcąc zabić Jezusa, Nazareńczycy jeszcze przed arcykapłanami i faryzeuszami oraz starszymi ludu, ujawnili czym jest władza człowieka i do czego ona zmierza, co pożąda osiągnąć, nie oglądając się na prawdę.
Od świadomości do świadectwa Bożej mocy
Jezus, tamtego pamiętnego dnia w synagodze nazareńskiej, mówił o mocy Boga, której On ma świadomość. A, mając jej świadomość, poddawał się mocy Boga. To zaś, dla człowieka wiary rozważnego i działającego z namysłem, oznacza służbę Bogu, czyli przeżywanie istnienia dobrze i Dobrem. To czego nie rozumieli faryzeusze i kapłani za dni Jezusa, a co trzeba zauważyć i podkreślić to ten fakt, że nie moc Boża była poddana Jezusowi, ale to Jezus był prawdziwie w dyspozycji mocy Boga. On, ogłaszał się świadkiem Boga i Jego mocy, ale nie inaczej dając temu świadectwo, jak czyniąc wyłącznie to, co oddaje, co opisuje, co obrazuje prawdę o Bogu i to, co Bóg mówi, bo to tylko jest dobre.
Jezus, nie ukrywał tego faktu, że moc Boga Jest z Nim, bo moc Boga jest wymagająca i tak, jak światłość, nie może być pod korcem. Ta moc, której doświadczył w Sobie i której miał już świadomość, bo nią uczynił już wcześniej wielkie cuda, miała odtąd Dobrem w Jego postępowaniu służyć ludziom potrzebującym tak, jak choćby w Kanie Galilejskiej. Tak wyjaśniał obecnym w synagodze nazareńskiej, słuchających objaśnień proroctwa Izajaszowego, kim Jest Mesjasz i czemu służyć będzie Jego misja. On mocy Bożej dał świadectwo jawnie i wziął za to nieskończoną odpowiedzialność całym Swoim istnieniem.
Tamtego dnia w nazareńskiej synagodze, Jezus ogłaszał, że jako obdarzony mocą Boga, ma świadomość Swojego zobowiązania wobec Boga Jedynego. I, w tej logice, logice Bożego Dobra, dawał świadectwo o swojej świadomości także Jego zobowiązania wobec ludzi, potrzebujących Dobra. Jezus, jeszcze przed przyznaniem się do mesjańskiego zobowiązania wobec Boga i Stwórcy, już otwierał Swoim nauczaniem ducha ludzi na Dobro, Którym Bóg Jest i na Jego Ducha, w Którym Jest całe Dobro Boga. To stąd, Jezus dobrze znał już smak Dobra Boga. Łukasz Ewangelista, przywołał ten niezwykły, biblijny fakt w taki sposób: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana”. (Łk 4, 18-19) Jezus w synagodze objaśnił zatem to, czemu miał świadczyć Swoim Istnieniem, a co mogłoby umknąć uwadze ludzi, że: Bóg Jest wierny Przymierzu przez Dobro, Którym się udziela. A w Nim, w Człowieku, Boże Przymierze zawarte uprzednio z Noe, Abrahamem, Jakubem i Mojżeszem doznaje właśnie spełnienia.
Jezus jako pierwszy z ludzi, służy Dobru Boga tak, jak Bóg to Sam czynił odwiecznie i, co byłby uczynił dla ludzi, których stworzył i których istnienie utrzymywał, udzielając się im Dobrem, ale istniejąc również w ciele. Jezus Jest świadom mocy Bożej w Nim, Jest świadom zobowiązania, jakie to oznacza wobec Boga i Ojca, a Swoim postępowaniem daje świadectwo prawdzie o Bogu i człowieku: Bóg Jest Bogiem żywym i dla żywych, a to znaczy również i to, że Bóg udziela się Sobą każdemu z ludzi w jego, osobistej relacji z Bogiem. Tak rozumiejąc Dobro Boga, żaden człowiek spośród Ludu Wybranego, nie powinien się wymawiać przed osobistą relacją z Bogiem i przed wypełnieniem z Nim Przymierza, angażując się osobiście w tę relację, by doznać mocy Bożej w sobie.
Nazareńczycy, jednak, nie okazali wdzięczności Bogu i nie okazali szacunku Jezusowi, Człowiekowi wybranemu do tego, by mocą Boga, którą Jezus prawdziwie rozumiał, a którą miał się odtąd udzielać także tym spośród mieszkańców Nazaret, którzy tego byliby potrzebowali.
Pycha zaprzecza pokorze i mocy Dobra
Co jest tragicznym i odwiecznym, jak się wydaje, paradoksem życia religijnego człowieka, relacjonowanego przez całą, starotestamentową historię zbawienia, Jezus nie ukrywając prawdy o Bogu i o Sobie, jak wielu proroków wcześniej, śmiertelnie zraził Nazareńczyków do Siebie. Jezus, nauczyciel i świadom mocy Bożej w Sobie Mesjasz, zranił ich fałszywą dumę. Krajanie Jezusa, pychę własną postawili na drodze duchowej Dobra, Które Jezus objawiał. Naruszył ich tradycyjne, ale i niewłaściwe rozumienie mocy Bożej i brak właściwego rozumienia faktu ich wybrania przez Boga. Dotąd, w ich perspektywie i w ich oczekiwaniach, Stwórca był Bogiem ludzi wybranych, bo należących do ich Ludu.
A oni, mając się za wybranych, uznawali Boga za swojego i mieli siebie za tych, którzy mają swojego Boga, Który im służył, jak sądzili i czego nieustannie oczekiwali, czy nawet pożądali od swojego Boga. W tym upatrywali uzasadnienie swojej dumy z wybrania jako Lud, i każdy spośród Ludu jako wybrany. W konsekwencji tak, jak wcześniej, jak przez wieki, Bóg miałby nadal służyć Swoją mocą. I moc Boga miałaby być do tego, by to oni, wybrani, mogli doświadczyć powodzenia w swoim, codziennym życiu, ale tak, jak swoje powodzenie rozumieli i jak sobie powodzenie własne wyobrażali. To był Bóg, w ich perspektywie, Który miał w ich rozumieniu, służyć im do tego, by ich istnienie w ciele, doznało spełnienia Jego Dobrem, ale nie tyle zgodnie z prawdą o Dobru, ale zgodnie z tym, jak oni sami rozumieli to, co miałoby być dla nich dobre. To wtedy, jak się wydaje, byliby uznali i zaakceptowali to, że Bóg Jest ich Bogiem, a oni Jego Ludem Wybranym.
Jezus tego dnia, gdy przyznawał się w synagodze do Swojego powołania, mówił do swoich sąsiadów, znajomych, współmieszkańców Nazaret o Bogu, Którego albo oni nie rozumieli, albo Go nie znali. A może uznali, że Jezus mówi do nich o takim Bogu, Którego nie chcieli mieć, Którego nie zaakceptowaliby. Bo, musieliby się po latach swojego istnienia i praktykowania wiary, a co więcej, po tysiącach lat powszechnego rozumienia tradycji Przymierza Boga z nimi, doświadczając wielkich dni błogosławieństwa Bożego, jak za dni Noego, Abrahama, Jakuba, Mojżesza i Jozuego, Dawida i Salomona, narodzić się do nowego rozumienia tego, co oznacza Przymierze Boga z człowiekiem. Bo, to właśnie wydaje się mieć decydujące znaczenie dla rozumienia tego, co oznacza Przymierze człowieka z Bogiem. Jezus rozumiał Bożą moc i dobrze wypełnił Jego Przymierze, Człowieka z Bogiem, bo czynił to na podobieństwo tego, jak Bóg to czyni i tak, jak On też wypełniał Przymierze Boga w relacji z człowiekiem.
To wtedy, gdy Jezus objaśniał w synagodze nazareńskiej, kim Jest Mesjasz i moc Boga w Jego dyspozycji, czas rozumienia Przymierza człowieka z Bogiem, jak rozumieć to chciał Lud Wybrany na Synaju, przeminął bezpowrotnie. Wtedy, przecież, Lud Wybrany pragnął mieć pośrednika z Bogiem w osobie Mojżesza. On miał słuchać Boga osobiście, gdy zaś oni przyrzekali słuchać Mojżesza i tego, co miał im powiedzieć później o tym, bo Bóg mu objawił, a co Mojżesz przekazać im miał w Imieniu Boga. (Wj 20, 19) Jezus, mówiąc w synagodze nazareńskiej o Bożej mocy i Jego mocy w dyspozycji Mesjasza, mówił o osobistej relacji każdego człowieka z jego Bogiem, już bez pośredników. Moc Boża ma służyć człowiekowi do Dobra, Którym On Jest, a Które ma się stać doświadczeniem człowieka, na obraz i podobieństwo Jezusa.
A, to co mogło zrazić, albo i przerazić Nazareńczyków to obraz Boga, Który według słów Jezusa, mocy używał dla poprawy losu ludzi, których oni, Lud Wybrany, dotąd wykluczali ze swojego grona, rugowali ich z swoich osiedli, wiosek, miast, tak choćby, jak trędowatych, pozwalając im jedynie egzystować na ich obrzeżach. (Kpł 13, 45-46)
Oni, podobnie zresztą jak dziewięciu z dziesięciu uzdrowionych przez Jezusa, co opisał Łukasz w niedzielnej Ewangelii, inaczej postrzegali Obecność i działanie ich Boga: Bóg, miałby służyć ich istnieniu i takiemu jego przeżywaniu, które oni mieliby za dobre. I arcykapłani, którzy pożądali śmierci Jezusa za to, kim Jest, nie zrozumieli mocy Bożej. Znali Pisma, ale nie rozumieli Bożej mocy podobnie, jak to odnosiło się do saduceuszów, co podnosił Jezus w rozmowie z nimi i, jak relacjonował to Ewangelista Marek: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej?”. (Mk 12, 24)
Miast odnieść pożytek z Dobra, jednoznacznego z mocą Bożą, miast wprowadzić prawdę o Bogu i człowieku do ducha swojego ludu tak, by wszyscy spośród niego przeżywać mogli swoje istnienie dobrze, to zdecydowana większość liderów religijnych tamtego czasu zaprzeczała Jezusowi, Jego nauce i tak, zaprzeczała wprost Bogu, nie poddając ich ducha Bożej mocy. Pokora człowieka wobec Dobra jest przejawem jego mądrości i dowodem na jego, dobre przeżywania swojego istnienia.
Nowa granica życia i śmierci: pragnienie Dobra Boga lub żądanie od Niego powodzenia
To wtedy, tamtego dnia w nazareńskiej synagodze, ujawniona została przez Jezusa, natchnionego Duchem Bożym, granica i cezura pomiędzy starym człowiekiem i nowym Człowiekiem, pomiędzy prorokami Starego Testamentu i Jezusem, Prorokiem łączącym miniony już czas z nowym czasem: Dobro Boga, Które im służyło i tak, jak Lud Wybrany tę służbę ich Dobru fałszywie lub choćby niedojrzale rozumiał, dopiero w Jezusie stawało się Dobrem, Któremu On służył, z pełnym oddaniem. A, tylko tak, Dobro mogło objawić Siebie i tak, Bóg mógł objawić Siebie w całej Jego pełni. Tak spadła zasłona, przesłaniająca dotąd duchowe oczy ludziom na to, co Jest Istnieniem wszystkiego i Jego źródłem, co Jest Istnieniem nie doznającym ograniczeń, jakich doznawał dotąd człowiek, przeżywający swoje istnienie w ciele. To przywilej tego człowieka, który zrozumie Bożą moc, która Jest w Dobru.
Lud Wybrany dotąd, a zatem i zapewne również mieszkańcy Nazaret, słuchający w synagodze Jezusa i jego objaśniania proroctwa o Mesjaszu, kojarzyli i akceptowali Bożą moc jedynie spełniającą się w nich i dla nich błogosławieństwem, którego pożądali doświadczyć, nie inaczej, jak je rozumieli. To, co mieli za dobre, miałoby ich wyróżniać spośród innych i gorszych, bo niewybranych przez Boga, jak oni sądzili, że są wybranymi. Oni, mieli wyłącznie siebie za godnych Bożej łaski i Bożego daru. A, w swoich wyobrażeniach łączyli oni dotąd, bo tego pożądali dla siebie, moc Bożą z błogosławieństwem w postaci wszelakiego powodzenia, zamożności. Tak zresztą wydaje się, że powszechnie, rozumiano powodzenie za czasów patriarcha Abrahama, tak rozumiano definicję powodzenia również za dni Izaaka i Jakuba, tak rozumiano ją za dni Józefa i Mojżesza, mimo tego faktu, że patriarchowie łączyli wprost powodzenie z poddaniem się temu, co Bóg do nich mówił i z rygorystycznie rozumianą ich wiernością Bogu.
Człowiek, któremu się powodziło, był uznawany powszechnie wśród Ludu Wybranego za błogosławionego przez Boga. Oddzielano w ten sposób powodzenie od konieczności dawania swoim istnieniem dowodu na osobistą służbę Dobru Boga. Można uznać nawet za względnie pewne, ze względu na całą historię zbawienia i identyfikacji z nią Ludu Wybranego, że powodzenie, jak je rozumieli za dobre dla siebie, wielu zyskiwało nie będąc wiernymi Dobru, ale czyniąc tego pozory. Bez rozwagi i namysłu nad Dobrem Boga, nawet wychodząc z niewoli egipskiej, uwolnieni spod władzy faraona, wielbili Boga za sam ten oto fakt, że – co z tego, że podstępem czy sprytem – mogli wyruszyć w wolność Ziemi Obiecanej, wcześniej ograbiając Egipcjan z cennych precjozów, zresztą o tak wielkiej wartości, że dotąd niewolnicy mieli się za ludzi wolnych i zamożnych. (Wj 11, 2) W taki sposób, wprost przez wieki, sami stawiali nową granicę Dobru Boga – bo za dobre przeżywanie swojego istnienia nie chcieli rozumieć wierności Dobru Boga, ale widzieli przyczynę swojego powodzenia w wierności Boga wobec nich i tego, co sami za dobre dla siebie mieli. To Bóg, w złudnej perspektywie człowieka nierozważnego i większości Ludu Wybranego, miałby im zapewniać powodzenie takie, jak oni je chcieli rozumieć i jak je sobie wyobrażali. Tak postawili również nową granicę dla rozumienia swojej śmierci w ciele, która nie była dla nich taką, jak rozumiał ją Jezus, bo jako wejście do życia Boga, Istnienia również swojego i niedoznających ograniczeń, bo przebóstwionego Dobrem Boga.
Pragnienie Dobra otwiera duchowe drzwi w człowieku, aż przyjdzie do niego
Tym spośród Ludu Wybranego, którym się nie powiodło w powszechnym tego rozumieniu, tych skazywano na wykluczenie. I nie chodzi wyłącznie o ostracyzm wobec ich inności, ograniczanie ich wolności, ale wykluczano ich nawet z grona wybranych przez Boga, siebie nadto stawiając w pozycji pana ich istnienia. Obierana była im wiara w Dobro Boga i zamykano im perspektywę osobistej relacji z Bogiem. Dotyczyło to choćby trędowatych, których za dni Mojżesza, a już w drodze do Ziemi Obiecanej, wykluczano z grona wspólnie podróżujących i spędzających czas w obozowisku wędrownym. Trędowaci wykluczeni ze wspólnoty tych, wybranych i korzystających z błogosławieństwa Boga, mogli jedynie w pewnej odległości od obozowiska nocować i w pewnej też odległości podążać za swoimi rodzinami, bliskimi i całym Ludem Wybranym. Nie pozwalano im zbliżać się do zdrowych, dobrze mających się, czyniąc tak w majestacie ich, fałszywego i nieuzasadnionego Dobrem Boga, rozumienia Prawa Bożego i Pisma im objawionego.
To wtedy, w tamtym pamiętnym dniu objaśniania przez Jezusa proroctwa Izajasza o Mesjaszu, Człowieku wyczekiwanym, w Którym to miało się spełnić błogosławieństwo Boga dla Ludu Wybranego, mieszkańcy Nazaret uznali Jezusa za godnego nie tyle ich szacunku, a nawet nie tyle za równego sobie, ale za godnego wykluczenia z ich grona i tak, z Ludu Wybranego przez Boga i nawet brutalniej niż to czynili z trędowatymi. To, dlatego Jezus przywołał wtedy historię proroka Elizeusza, ucznia Eliasza. Mówił o tym tak: „Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”. (Łk 4, 24-25)
Jezus uprzedzając fakty, uzmysławiał wtedy, w synagodze nazareńskiej Swoim rodakom, że wszystko, co teraźniejsze, ma już swoją historię, ma swoim proroków, ale jednocześnie ujawniał ich brak rozwagi i namysłu nad znakami minionego czasu. A tym znakiem od zawsze Jest Dobro, Któremu człowiek byłby zawierzył. Znakiem czasu jest też człowiek, który byłby w Dobro uwierzył i zawierzył Mu swoje istnienie, postępując dobrze. Takiego rozumienia Dobra, to właśnie Jezus był osobowym i Bożym dowodem, co dobrze opisał Łukasz w niedzielnej Ewangelii. I, potwierdzali to wtedy już ci, którzy doznali cudownego uzdrowienia przez Jezusa.
Jezus, tamtego pamiętnego dnia w synagodze w Nazaret, odkrywając Swoim krajanom w proroctwie Izajasza prawdę o Mesjaszu, udzielającym się mocą Boga potrzebującym i wykluczonym, daje wszystkim żywym, odnawiającą się nieustannie i niezwykle cenną wskazówkę. Mówi bowiem ona człowiekowi, który pragnie, by jego istnienie było dobre, co miałby on czynić, przeżywając swoje istnienie. A stanie się ono takim, to jest dobrym dla człowieka, gdy on stanie się jednym spośród tych, którzy proszą o Dobro i wezmą moc Dobra do swojego ducha. Wtedy i on sam i jego istnienie będzie znakiem Boga. Bo, gdy będzie Dobru wierny, będzie udzielał się Nim nawet w sytuacjach próby, będzie tak na obraz i podobieństwo swojego Boga i Stwórcy. To dopiero, jest prawdziwy dowód wybrania człowieka przez Boga, gdy on bierze Dobro Boga do swojego ducha i udziela się Dobrem w Imię Boże. Każdy taki akt, to jak stwarzanie tego, co jest na nowo i ma w sobie zbawczą moc.
Doświadczenie Dobra
Pierwsze czytanie liturgiczne z niedzieli, rysuje obraz tego, czym jest doświadczenie Dobra, bo relacjonuje historię człowieka, który Go doświadcza. Doświadcza ten z ludzi, który prawdziwie Dobra pragnie, jak to było w historii Syryjczyka Naamana. Jego pragnienie było nie innego Dobra, jak prawdziwego, bo też jego potrzeba była dojmująco prawdziwa. Nie chodziło przecież o powodzenie, rozumiane jako powiększanie zasobów czy zaszczytów, bo to on miał.
Jezus, przywołując w swoim wystąpieniu w nazareńskiej synagodze postać Elizeusza, podkreślał mocno, że Bóg Jest sprawiedliwy, bo Jest dobry nie wyłącznie dla wybranych spośród Ludu Wybranego, ale dla każdego z ludzi. Wszyscy są Bogu tak samo bliscy, czego dowodzi cud Elizeusza wobec Naamana. To Jest obraz Dobro Boga i obraz Samego Boga. Elizeusz, przecież, udzielił się Dobrem człowiekowi, który ze względu na jego śmiertelną chorobę, Lud Wybrany byłby go wykluczył ze swojego grona w każdym możliwym sensie i wymiarze.
To co wyróżniało Naamana, co sprawia, że jego historia jest ważna, a co spowodowało, że został wybrany przez Boga, by doświadczył cudownie Jego Obecności, to jego duchowa postawa wobec Dobra. Jak referuje to tekst biblijny, on nie tylko pragnął Dobra. On szukał Dobra, podążał za głosem w swoim duchu za Dobrem. A na koniec, mimo początkowo wątpienia, to uwierzył w Dobro, uosabiane przez proroka Elizeusza. W tej logice Dobra, Naaman doświadczył nie tylko daru i cudu, ale wprost Boga i Jego działania. Był jednym z tych, co mimo wątpliwości, to jednak z pokorą się Dobru poddają. Tak było z Naamanem, o którym autor Księgi Królewskiej mówił tak: „Naaman, wódz wojska króla Aramu, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Aramejczyków. Lecz ten człowiek – <dzielny wojownik> – był trędowaty”.
Jezus, tamtego pamiętnego dnia w Nazaret, przedstawiając znaczenie proroctwa Izajasza o Mesjaszu, przywołuje osobę Elizeusza, który podobnie, jak jego nauczyciel Eliasz, napełniony był Dobrem Boga i dysponował mocą Boga, udzielał się wielokrotnie Jego Dobrem w cudowny sposób. Historia biblijna przywołuje dokonane przez tego proroka cuda. Te opisane, ratowały życie najbardziej potrzebujących i wykluczonych, jak choćby potwierdzał to cud rozmnożenia oliwy na potrzeby wdowy i ratujący życie jej rodziny, cud wskrzeszenia syna kobiety z Szunem, służącej Dobru bez żadnych dla siebie oczekiwań co do powiększenia jej powodzenia, albo cud rozmnożenie niewielkiej ilości chleba, by można było nakarmić stuosobowy tłum ludzi.
Cuda Elizeusza, nie powiększały zasobów i pomyślności tych, co się dobrze mieli. Do tego przymiotu Boga i Jego Dobra, w Którego logice miał się spełniać Mesjasz, odwoływał się Jezus w synagodze nazareńskiej, przypominając postaci Eliasza i Elizeusza. Oni dokumentowali, potwierdzali, że doświadczenie Dobra jest nie tylko w powodzeniu, ale w udzielaniu się Nim, bo wtedy człowiek doświadcza Dobra w swoim duchu, Którym Bóg Jest i wtedy udziela się Nim w Imię Boga i staje się Jego synem.
Dobro Jest osobowe, żywe i dla żywych
Jezus tamtego dnia, w synagodze nazareńskiej, gdy ujawnił istotę proroctwa mesjańskiego Izajasza, nawiązuje do znanych już zdarzeń z historii zbawienia, które dobrze relacjonowały pełnię prawdy o Bogu i prawdę o Mesjaszu. To właśnie tamte zdarzenia, w których uczestniczył i prorok Eliasz i Elizeusz, opisywały Obecność Bożą, duchową i konkretną, uobecnianą dobrym postępowaniem człowieka, który poddał Bogu swoje istnienie. Bowiem, dobre postępowanie człowieka, dobre postępowanie proroków, opisywało Dobro Boga w tych sytuacjach, w których z perspektywy również człowieka, było w Ono sensie duchowym najczystsze, bo nieodpłacone dawcy, ze względu na sytuację potrzebującego Dobra.
Tamta scena z Nazaret, przez objaśnianie proroctwa Izajasza, zapowiadała dzieło życia Jezusa, Człowieka i Mesjasza, które uosabiać miało Bożego Ducha, Który Jest całym Dobrem Człowieka. Dobrze pozwala to zrozumieć, bo oddaje Ducha Jezusowego i Dobro Boga, symboliczna scena, opisana przez Ewangelistę Mateusza, nakarmienia na pustkowiu przez Jezusa kilku tysięcy podążających za Nim ludzi, co puentuje jedno zdanie, wypowiedziane przez Jezusa: „Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. (Mt 15, 32)
Dobro, prawdziwe, Którym człowiek się udziela, buduje nie tylko relację pomiędzy potrzebującym Go i udzielającym się Dobrem. To, czego doświadcza człowiek, doświadczający Dobra i człowiek udzielający się Dobrem, to otwarcie ducha każdego z nich na Dobro Boga, przemieniającego i jednającego ich ze sobą i wspólnie ich z Bogiem. To, dlatego Elizeusz odmówił przyjęcia jakiegokolwiek daru od uzdrowionego Naamana, by ten zwrócił się wprost do Boga, godnie reprezentowanego przez proroka. Bo, to w Jego Imię, Boga Jedynego, został dokonany cud przywrócenia Naamana z jego wykluczenia i do prawdziwie żywych. To z tego powodu, kluczem do zrozumienia historii uzdrowienia dziesięciu trędowatych przez Jezusa, jest scena wielbienia Boga i okazywania wdzięczności Jezusowi przez jednego z nich. Ten postępował dobrze, zgodnie z prawdą o Dobru, Którego doświadczył, bo Dobro Jest z Boga i to On Jest całym Dobrem człowieka.
Człowiek, świadomy prawdy o Bogu, może udzielić się Dobrem Boga, wcześniej pragnąc dobrze przeżywać swoje istnienie. Człowiek pragnący dobrego przeżywania swojego istnienia, winien całą swoją nadzieję w Dobru złożyć i z pokorą winien być Dobru wiernym, osobiście. To mocny komunikat do wszystkich, pragnących przeżywać swoje istnienie, deklarując to i podążając duchową drogą za Jezusem. Nie słowem jedynie, ale Dobrem, dla Dobra i do Dobra. Takim Człowiekiem, spełnionym Dobrem Boga, Jest Jezus, a takim będąc, Jest na obraz i podobieństwo Boga. Bóg, od aktu stworzenia człowieka, Jest jego Dobrem własnym i nie ma Dobra dla człowieka poza Bogiem. On, Bóg nie Jest inny, jak dobry i takim Jest Jezus, co potwierdzają słowa Pawła Apostoła, jakie zawiera jego Drugi List do Tymoteusza: „Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego”. Dobro Jest żywe i dla żywych, Jest duchowe i w Duchu, udzielając się Sobą tym, którzy pragną wziąć Go do siebie, poddać się Mu z pokorą i którzy nie będą oczekiwać innego. O takim człowieku, tak postępującym, mówi Paweł Apostoł tak: „Nauka to godna wiary: Jeżeli bowiem z Nim współumarliśmy, z Nim także żyć będziemy”.
Wdzięczność uzdrowionego z trądu za doznane Dobro, jest dowodem na jego rozumienie, jest dowodem na jego świadomość lub choćby, z pokorą, poddanie się jego wewnętrznej intuicji, co do mocy Bożej i Obecności Boga, Który Jest całym Dobrem człowieka. To dobry początek na drodze człowieka do życia prawdziwego, odnowionego, bo we wdzięczności wobec Boga. O takie życie, prawdziwe i prawdziwie toczy się codzienna gra w przeżywanie swojego istnienia przez człowieka. Dobro Jest żywe i nie innym będzie też człowiek, który w to uwierzył, dając Dobru swoje istnienie, dając tak swoim postępowaniem świadectwo prawdzie o Jezusie, Człowieku żywym i żyjącym teraz Dobrem, Którym się udziela temu człowiekowi, który bierze Ducha Bożego tak, jak On to czynił i jak On postępując dobrze.
Andrzej Roter





