Ewangelia (Łk 17, 5-10)
Służyć z pokorą
Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza
Apostołowie prosili Pana: «Dodaj nam wiary». Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: „Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze”, a byłaby wam posłuszna.
Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź zaraz i siądź do stołu”? Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił”? Czy okazuje wdzięczność słudze za to, że wykonał to, co mu polecono?
Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”».
Rozważanie
Dzisiejsza Ewangelia prowadzi nas w głąb naszego życia, aż do sedna naszej postawy wobec Boga. Jezus po raz kolejny przybliża nam sens zasadniczej postawy pokory i ubóstwa, jaką ukazał także w Ewangelii z ostatniej niedzieli.
Apostołowie prosili Pana: „Wzmocnij naszą wiarę!”. A Pan powiedział: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy i powiedzielibyście temu krzewowi morwy: «Wyrwij się i przenieś do morza», to by was posłuchał. (wersy 5-6)
Apostołowie proszą Jezusa: „Wzmocnij naszą wiarę!” – co w greckim oryginale dosłownie jest wyrażone następująco: „Dodaj nam wiary!”. Co ciekawe, to słowo „wiara” nie za bardzo pasuje do wyrażonej tutaj prośby. Nie chodzi w niej o wiarę, która daje zbawienie, to znaczy o Boską cnotę wiary. Chodzi raczej o moc wiary i władzę, którymi Pan może ubogacić każde nasze działanie. Rzeczywiście, pełnienie misji, którą Bóg nam zlecił w królestwie Bożym, wiąże się ściśle z mocą wiary i tylko dzięki niej nasza misja może przynosić nadprzyrodzone owoce. Ze swojej strony mamy odważnie podejmować to, co Bóg chce przez nas czynić, nawet jeśli sami nie czujemy się zdolni do takiego działania. Święty Paweł Apostoł mówi o charyzmacie wiary, który jest dany Kościołowi w celu jego budowania.
Ta „wiara jak ziarno gorczycy”, o której mówi Jezus, przynosi światu zdumiewające owoce. Jakże niezwykłych rzeczy dokonali ludzie wierzący, zwłaszcza święci, właśnie dzięki tej mocy wiary, którą do dziś się zachwycamy! Odważyli się i zaczęli czynić to, czego z pewnością nie zaryzykowaliby, gdyby polegali tylko na zdrowym rozsądku. Po ludzku nigdy nie uznaliby, że ich zamiar się powiedzie. Otworzyli się jednak na wewnętrzne podszepty Ducha Świętego i dzięki mocy wiary odważyli się podjąć kroki, które przyniosły niesamowite owoce. Proboszcz z Ars dokonał cudu pomnożenia zboża; św. Jan Bosko rozdawał chleb i nigdy mu go nie zabrakło, chociaż nakarmił zdumiewająco wiele dzieci. Oprócz tych dość niezwykłych rzeczy najważniejsze jest jednak to, czego święci dokonali w ludziach, skłaniając ich do nawrócenia i pokuty. Wszystkie te owoce działania świętych pochodzą z mocy wiary i są dziełem Boga.
Właśnie dlatego uczniowie proszą o taką wiarę. Wiedzą, że nie mogą polegać tylko na swoich zdolnościach i na swoim wysiłku. Stąd proszą: „Panie, dodaj nam wiary w naszych czynach”. Jest to tak naprawdę prośba o to, aby Pan połączył swoją łaskę z naszymi czynami, aby mogły one sprawiać cudowne dzieła. Kiedy rozmawiamy z ludźmi lub kiedy głosimy słowo Boże, to możemy to czynić, owszem, fachowo i rzeczowo, tak jakbyśmy czytali im mądry artykuł i wyjaśniali go. Jednak niewiele się wydarzy, jeśli Pan nie ubogaci tego działania swoją mocą wiary, tak aby ludzie poczuli poruszenie serca z powodu tych zwykłych słów, które im przekazujemy. Wtedy słowo jest nośnikiem mocy wiary i łaski, które Pan do tego słowa dołącza. Tylko wtedy słowo prowokuje w słuchaczu to, o czym mówi. Właśnie dlatego prośba o wiarę, a właściwie o moc wiary i efekty jej działania, jest tak ważną prośbą.
Przypowieść o ziarnku gorczycy jasno pokazuje, że nie chodzi tutaj o wielkość wiary. Nawet gdyby ktoś miał wiarę tak małą jak najmniejsze ziarnko gorczycy, to i tak będzie mógł poruszyć gigantyczny krzew morwy, który może liczyć sobie nawet kilka stuleci. Nie chodzi zatem o wielkość, ale o naturę wiary, która tak naprawdę jest darem wiary. Jest różnica, gdy coś dzieje się z własnej mocy człowieka lub z mocy Ducha Świętego. Oczywiście to jest normalne, na przykład, że mogę dobrze przygotować kazanie, zbierając na nie pomysły i dopracowując tekst. Mogę też mieć dar przemawiania, tak że kazanie będzie wygłoszone efektownie i będzie brzmiało mile w uszach słuchaczy, jak dobry wiersz lub dobra proza. A jednak może się zdarzyć, że nikt ze słuchających mojego kazania nie nawróci się – właśnie dlatego, że nie była z nim związana moc wiary. Głosiłem miłe słowa tylko od siebie i takie nauczanie nie doprowadziło nikogo do nawrócenia. Różnica polega zatem na tym, czy robię coś tylko o własnych siłach i własnych zdolnościach, czy jest to ubogacone działaniem Ducha Świętego. Tylko w mocy Ducha mogę prosić Pana, aby dopełnił moje czyny: „Panie, dodaj mi wiary w moich czynach i w moich słowach. Obdarz mnie Duchem Świętym, aby był On obecny w moim słowie”.
Tylko taka wiara dostrzega możliwości w pozornie beznadziejnych sytuacjach, w których czysto racjonalny człowiek ulega rozpaczy. Ludzie doświadczali tego wielokrotnie i być może my sami tego doświadczyliśmy. Weźmy na przykład sytuację w dzisiejszej Europie: czy po ludzku możemy jeszcze sobie wyobrazić, że Europejczycy naprawdę się nawrócą i ponownie wszyscy staną się prawymi katolikami? Jeśli spoglądamy na naszą sytuację samym tylko umysłem, to musimy przyznać: nie, kwestia wiary Europejczyków wygląda coraz gorzej. Nawet trudno nam sobie wyobrazić, aby w następnym pokoleniu było więcej wiary. Natomiast dzięki wierze dostrzegamy możliwości, które wykraczają daleko poza naszą wyobraźnię. Dzięki mocy wiary zdobywamy pewność, że łaska Boża, przez nowy dar zesłania Ducha Świętego, wleje w ludzkie serca taką mądrość, który doprowadzi wszystkich ludzi do objawienia, jeśli zostanie przez nich przyjęta. To jest właśnie moc wiary. Kto prawdziwie wierzy, ten nigdy nie będzie rozpaczał. Kto prawdziwie wierzy, ten wie, że Bóg ma wszystko w ręku i że może zdziałać wszystko, bo wszystko na tym świecie służy Bożemu planowi. Właśnie dlatego żaden wierzący człowiek nie może rozpaczać – bez względu na to, jak ponuro wygląda sytuacja jego i świata. Wiara zaczyna się tam, gdzie człowiek w pełni polega na tym, co czyni Pan.
Któż z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie do niego, gdy ten przyjdzie z pola: «Chodź zaraz i zasiądź do stołu»? Czy nie powie mu raczej: «Przygotuj mi posiłek, przepasz się i usługuj mi, aż się najem i napiję. Ty będziesz jadł i pił potem»? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał polecenie? Tak i wy, kiedy wykonacie wszystko, co wam polecono, mówcie: «Jesteśmy nieużytecznymi sługami. Wykonaliśmy to, co było naszą powinnością»”. (wersy 7-10)
Następnie Jezus opowiada przypowieść o słudze. Ta krótka przypowieść ukazuje wielką mądrość pedagogiczną Jezusa, z jaką naucza i formuje swoich uczniów. W poprzednim obrazie ziarnka gorczycy i krzewu morwy Jezus pokazał, że nie liczy się siła naszej wiary, ale jej wewnętrzna natura. Taka wiara może być nawet pozbawiona uczuć. Z punktu widzenia wiary możemy nic nie czuć, ale mimo to dzięki wierze czynimy krok – nawet jeśli ludzkie uczucia i rozum sprzeciwiają się temu – ponieważ jesteśmy wewnętrznie przekonani, że Pan tego chce. Bóg zawsze prosi nas o to, abyśmy zrobili pierwszy krok. Nigdy nie podaje nam celu na samym początku. Zawsze musimy odważyć się, aby zrobić pierwszy krok, tak jak Abraham. W tamtym czasie, na terenie dzisiejszego Iraku, Bóg skierował pierwsze słowo do człowieka: „Abrahamie, idź!”. Bóg posyła Abrahama, ale nie mówi mu, dokąd ma iść. Obiecuje mu ziemię, ale Abraham nie wie, gdzie jest ta ziemia, jak może się tam dostać i w jaki sposób ma objąć ją w posiadanie. Najpierw musi zacząć. To jest właśnie droga wiary. Taka właśnie jest istota wiary: z najmniejszą iskrą wiary możemy dokonać tego, co w żadnym ludzkim przypadku byłoby niemożliwe. Najpierw jednak musimy prosić Boga o taką iskrę wiary.
W przypowieści o słudze Jezus wyjaśnia uczniom, że taka wiara nie jest zasługą żadnego człowieka. Sługa był całkowicie zależny od swojego pana. Był własnością pana. Sługa miał środki do życia tylko dzięki swojemu panu. Co prawda, mógł zrezygnować z posługiwania. Z drugiej strony jednak sługa był całkowicie poddany swojemu panu i nie miał żadnych praw. Nie mógł się nawet pochwalić przed panem: „Zrobiłem coś wyjątkowego”. Wszystko, co robił, było tylko niewolniczą pracą, która miała być wykonana bez słowa sprzeciwu i nie przynosiła słudze żadnych korzyści. Sługa nie mógł się spodziewać podziękowania za swoją pracę, bo nie robił nic nadmiernego ani niezwykłego, ale tylko to, co było jego obowiązkiem. Zniewolony sługa musiał okazywać ślepe posłuszeństwo i wykonywać wszystkie polecenia swojego pana. Oczywiście, za wykonaną pracę miał prawo do jedzenia i picia, bo przecież musiał jeść i pić, aby mieć siły do pracy.
Warto zauważyć, że posługa sług Bożych – bo Jezus porównuje sługę z tymi, którzy idą i kiedyś pójdą za Nim – jest w tej przypowieści przywołana przez obraz rolnictwa i troski duszpasterskiej. Praca apostolska ukazana jest tutaj w jej ciężkiej (rolniczej) i lżejszej stronie. Każdy uczeń musi wiernie i cierpliwie wykonać powierzoną mu pracę – czy to trudną, czy łatwą. Jezus chce zilustrować pewien szczególny aspekt posługiwania: jesteśmy sługami nieużytecznymi, sługami w pełni oddanymi Panu. Naszym zadaniem jest pełne poświęcenie się Panu, bo robimy tylko to, do czego jesteśmy zobowiązani: nic nadmiernego i nic nadzwyczajnego. Każdy następny sługa robi także tylko to, do czego jest zobowiązany. Jezus jednak nie nazywa nas bezwartościowymi sługami. W innym miejscu Ewangelii nazywa nas przecież swoimi przyjaciółmi. Podstawowa idea Jego nauczania jest taka: mamy odrzucić wszelkie roszczenia do własnych osiągnięć, ponieważ nie możemy zdobyć wieczności tylko dzięki naszemu ludzkiemu działaniu. Zbawienie to czysty dar. To, co robimy, jest najbardziej naturalną rzeczą. To wyraz naszej miłości, a nie coś niezwykłego lub coś, za co moglibyśmy żądać jakiegokolwiek wynagrodzenia. Fakt, że Jezus mimo wszystko nas wynagradza, jest wyrazem tylko i wyłącznie Jego całkowicie wolnej miłości i miłosierdzia.
W ten sposób Jezus ponownie ukazuje nam niezbędną, zasadniczą postawę ubóstwa, jaką poznaliśmy w Ewangelii z ostatniej niedzieli: w opowieści o bogaczu i biednym Łazarzu. Ta zasadnicza postawa ubóstwa jest warunkiem wstępnym do osiągnięcia wszelkich bogactw, jakie Bóg da nam w życiu wiecznym. Wszystko jest czystą łaską, jak mówi św. Paweł Apostoł (por. 2 Kor 12, 9). Zapewne od razu zauważamy, jak nasza duma się temu sprzeciwia: „Wszystko jest łaską? Przecież to ja też się do tego przyczyniam!”. To prawda, ale musimy szczerze przyznać: „To, co robię, jest sprawą oczywistą. To moja praca. Na nic nie zasługuję. Otrzymuję jedzenie i picie, bo Bóg mnie wspiera. Po to przecież stworzył świat. Ale poza tym nie mam prawa do czegoś nieskończenie wiecznego, ponieważ to, co robię, nie jest ani nieskończone, ani wieczne. Kiedy coś zrobię, to na tym koniec. Nie mam już żadnych praw do wykonanego dzieła”.
Tak, jeszcze raz podkreślmy, że chodzi o taką niezbędną, zasadniczą, pokorną postawę. Wyraża się ona w całkowitej zależności od Boga. Ta zależność jest moim najgłębszym sensem istnienia. Sam z siebie jestem niczym, bo cały jestem z Boga i całe moje oparcie jest tylko w Bogu. Ten Bóg jednak jest nieskończoną Miłością. Dzięki temu nie jestem tylko kimś, kogo Bóg może wynająć i wyrzucić, ale kimś, kogo On nieskończenie kocha przez całą wieczność – bez względu na to, jak się zachowuję. Właśnie dlatego mogę całkowicie zaakceptować fakt, że jestem w pełni zależny od Boga, od Jego nieskończonej miłości. O wiele łatwiej jest całkowicie polegać na nieskończonej Miłości niż na sobie, niż na braniu pełnej odpowiedzialności za siebie. Kiedy jestem zależny od nieskończonej Miłości, wtedy wiem, że zawsze jestem kochany i że zawsze chodzi o tę doskonałość, do której prowadzi miłość.
W pewnym momencie Piotr pyta rozgorączkowany: „Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Co za to otrzymamy?” (Mt 19, 27). To znak, że on też chce otrzymać coś w zamian za swoją służbę. Przykład Piotra pokazuje nam niebezpieczeństwo tych, którzy podążają za Chrystusem, a więc i nas samych: jeśli idziemy za Chrystusem i staramy się żyć Ewangelią najlepiej, jak tylko potrafimy, to szybko wysuwamy roszczenia wobec Boga. Oczekujemy, że jeśli prosimy o coś Boga, to On powinien to spełnić. I, oczywiście, jesteśmy przekonani, że niebo jest zabezpieczone dla nas. Przecież mamy prawo do nieba, bo jesteśmy dobrymi ludźmi! Ciągle wpadamy w tą niebezpieczną pułapkę, w ten niewłaściwy sposób myślenia: „Co dostanę za to, co zrobiłem? Jak mi wynagrodzisz, Chryste, naśladowanie Ciebie?”. Tak naprawdę nic za to nie mam prawa dostać! Każde moje działanie jest czystym darem nieskończonej Miłości. A jeśli coś pochodzi z nieskończonej Miłości, to jest to dla mnie o wiele cenniejsze i bezpieczniejsze, niż gdybym sam starał się to zdobyć. Zawsze powinniśmy o tym pamiętać.
Zwróćmy zatem na koniec jeszcze raz uwagę na tą niezbędną, zasadniczą postawę ubóstwa. To prawda, że zawsze będziemy odczuwać w sobie dumę i chęć bogacenia się. Są to oczekiwania ukryte w naszych sercach i pojawiają się bardzo łatwo, zwłaszcza gdy gorliwie angażujemy się i staramy się służyć królestwu Bożemu. Pamiętajmy jednak, że służymy Panu, który oddał za nas życie. Odkupił nas, abyśmy byli Jego własnością. Naszą odpowiedzią jest to, że możemy Mu służyć, chociaż nie musimy.