Modlitwa jest jedną z najbardziej tajemniczych rzeczywistości w życiu chrześcijanina.
Z jednej strony każdy, kto przeczytał Ewangelię, wie, że na modlitwie powinien być jak dziecko. A dzieci niewiele wiedzą i nie potrzebują wiedzieć wiele (jeśli chodzi o racjonalną wiedzę) o tym, w czym zazwyczaj uczestniczą. One po prostu są. Całymi sobą. Z drugiej strony tenże odbiorca Ewangelii doskonale pamięta, że uczniowie chodzili za Jezusem, widzieli i wiedzieli, że się modli, postanowili więc Go poprosić: „Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów” (Łk 11,1). A zatem: modlitwy można się nauczyć. Trzeba jeszcze do tego dodać niezbędną i gorzką refleksję na temat wypaczeń, jakie w życiu modlitwy nam zagrażają, zwłaszcza gdy zaczynamy traktować ją instrumentalnie (w sensie najbardziej prymitywnej formy religijnego odruchu: przebłagania bóstwa). Dwa tysiące lat istnienia chrześcijaństwa wygenerowało w tym względzie całkiem sporą liczbę herezji.
Więcej:
https://www.gosc.pl/doc/8672165.Jezusowa-szkola-modlitwy