Słuchając Jezusa nauczającego o modlitwie wytrwałej, wręcz nieustającej, trzeba sobie powiedzieć wprost: to ja jestem ubogą wdową. Osobą w sytuacji trudnej, po ludzku nie do rozwiązania. Ale nie po Bożemu.
Modlitwa jest prawdopodobnie jednym z najpopularniejszych tematów w literaturze. Obok wojny, pieniędzy i miłości. Być może dlatego, że za największe pasje godne opisywania człowiek uważa to, co zaprząta nie tylko jego umysł, ale i serce. Brzmi to zapewne mało wiarygodnie, nie sądzę, by kiedykolwiek poczyniono badania w tym względzie, niemniej jednak odkąd świat światem, człowiek wierzący w Boga usiłuje się dowiedzieć, jak powinien się modlić, żeby robić to właściwie. Nie ma w tym nic złego, nawet uczniowie Jezusa (a wcześniej Jana) – jak już wspomnieliśmy – prosili Nauczyciela, by nauczył ich modlitwy. Niejako podświadomie zanurzony w świecie (albo w sobie samym) człowiek, który odczuł obecność Boga, czy to w tymże świecie, czy to w samym sobie, pragnie się modlić. I najczęściej zupełnie nie ma pomysłu, jak to robić, usiłuje więc naśladować innych, co może, choć nie musi, okazać się skuteczne.
Więcej:
https://www.gosc.pl/doc/8680808.Kim-jest-Ten-do-Ktorego-sie-modle